Rozdział 23



"Zwyciężać mogą tylko ci, którzy wierzą, że mogą, ale człowiek posiada naprawdę tylko to, co jest w nim..."

*Perspektywa Karola*
Kiedy otworzyłem oczy, nikt obok mnie nie leżał. Czyżby piękna, która jeszcze wczoraj tu leżała, w pięknej, białej sukience, okazała się być wytworem mojej wyobraźni? Zmartwiony tą wizją wstałem z łóżka, podszedłem do szafy, żeby sprawdzić, czy jej ubrania nadal tam są, czy to też było tylko snem – tak tylko, żeby się upewnić.
- Szukasz czegoś? – Usłyszałem za sobą miękki, kobiecy głos. Omal nie uderzyłem głową w jedną z półek. Czyli to jednak nie był sen; uśmiechnąłem się do siebie.
- Eeee… no tak, mojej szarej koszulki. – Wymyśliłem naprędce, wyciągając głowę z szafy i uśmiechając się niewinnie do drobnej blondynki stojącej w progu sypialni. Nie mogłem jej się przyznać do tego, że myślałem, że ją sobie wymyśliłem. Uznałaby mnie za wariata. Spojrzała na mnie badawczo, unosząc przy tym brew. Wymiękłem.
- No dobra, masz mnie. Bałem się, że mi uciekłaś i … - nie dane mi było dokończyć mojej wypowiedzi.
- I musiałeś się upewnić, czy moje ubrania są nadal na miejscu, dlatego zanurkowałeś do mojej szafy. – Dokończyła bezceremonialnie, krzyżując ręce na piersi.
- A czy to coś złego? – Postanowiłem się bronić. Spojrzałem na nią z góry, co było z resztą naturalne przy moim i jej wzroście, też skrzyżowałem ręce.
- Oj Kłosik, Kłosik - spojrzała na mnie z politowaniem, jak ostatnio często miała w zwyczaju – dla twojej informacji: będę w kuchni i nigdzie się nie wybieram i proszę, nie nurkuj mi więcej szafie. – Opuściła zrezygnowana ręce i obróciła się na pięcie, kierując w stronę kuchni. – A koszulkę masz w drugiej szafie, na trzeciej półce od dołu. – Krzyknęła na odchodne.
- Co ja bym bez niej zrobił?- Ruszyłem do kuchni, w ślad za blondynką, pośpiesznie zakładając, wcześniej wspomnianą, szarą koszulkę, która z resztą świetnie komponowała się z czarnymi dresami.
- Umarłbyś z głodu. – Postawiła na stole talerz i obróciła się w stronę kuchenki. Zasiadłem, więc przy stole i czekałem na żarełko, podczas gdy Natalia gmerała drewnianą szpatułką w patelni. Po chwili odwróciła się do mnie i położyła na talerzu jabłko.
- I to wszystko? – Obróciłem owoc w dłoni i odłożyłem go powrotem na talerz, licząc na coś innego.
- No dobra – odwróciła się na chwilę do mnie tyłem, by za chwilę położyć na talerz żółciutkiego banana. To są chyba jakieś jaja – pomyślałem, byłem coraz bardziej głodny. A głodny Kłos, to zły Kłos. – Proszę skarbie.
- Za „skarbie” dziękuję, ale owocków nie chcę. – Odsunąłem talerz, jak kapryśne dziecko i czekałem nadal, na porządne śniadanie. O dziwo, Natalia nie zareagowała. Stała oparta plecami o szafki i śledziła każdy mój ruch.
- Widocznie na nic więcej nie zasłużyłeś – tym razem uraczyła mnie swoim komentarzem – myślałam, że sportowcy lubią owocki.
- Bo lubią, ale niekoniecznie na śniadanie.
- Marudzisz. – Odpowiedziała z przekąsem i jednym ruchem zgarnęła z talerza jabłko. Po bananie też nie było już śladu, za to pojawiły się pyszne naleśniki z sosem czekoladowym.
- I takie śniadanie to ja rozumiem. – Od razu zabrałem się za jedzenie moich pysznych naleśniorów. –Ty nie jesz? – Zapytałem z pełnymi ustami, widząc, że Natalia odkłada brudne naczynia do zmywarki i zabiera się za jabłko.
- Nie, jabłko mi wystarczy. Nie lubię dużo jeść przed bieganiem. – Wgryzła się w czerwony owoc. Nawet nie zauważyłem, że miała na sobie dres i buty do biegania.
- Żałuj, bo pyszne. – Wskazałem widelcem na coraz mniejszy stosik naleśników, przełykając spory kęs.
- Właśnie widzę. Usmarowałeś się jak dziecko. – Zaśmiała się podchodząc do mnie od tyłu. Zwiesiła swoje dłonie na moich ramionach. Jej tułów spoczywał na moich plecach.
- Bo jestem dziecko. – Wziąłem jej dłoń i pocałowałem, zostawiając ślad czekolady.
- Duże, przerośnięte i tylko moje. – Dodała natka, pieszczotliwe czochrając mnie po włosach. Być może zrobiła to celowo, bo chciała się pozbyć czekolady z dłoni. – Ja idę biegać, a ty bądź grzeczny. – W tym momencie faktycznie zwróciła się do mnie jak do dziecka, co mnie trochę zdenerwowało, ale tylko troszeczkę i po chwili już mi przeszło. Pomachałem jej, zanim znikła za drzwiami


*Perspektywa Natalii*
To, że zmieniłam moje miejsce zamieszkania, nie znaczy, że zmieniłam moje nawyki. Bieganie było, jest i będzie nieodłącznym elementem mojego życia.
Nie mówiłam o tym Karolowi, ale swego czasu dosyć często bywałam w Bełchatowie. Znam świetne miejsca do biegania i kilka całkiem fajnych sklepów.
Wyszłam z mieszkania i skierowałam się do windy. W mieszkaniu we Wrocławiu, musiałabym dreptać po schodach. Traktowałam to jako część rozgrzewki, ale nie przepadałam za tą czynnością. Winda to duże udogodnienie. Weszłam do środka i kliknęłam odpowiedni przycisk. Piętro niżej widna się zatrzymała – to oznaczało, że ktoś ją zatrzymał, albo się zepsuła. Modliłam się w duchu, żeby nie była to ta druga opcja. Drzwi rozsunęły się a do środka wszedł mężczyzna. Tak stwierdziłam po butach, bo postanowiłam, że dopóki winda nie ruszy nie podniosę głowy. Zastosowałam tak zwany manewr pancernika.
- Cześć. – Byłam zmuszona podnieść głowę do góry i to bardzo wysoko, mężczyzna okazał się być ponad dwumetrowym siatkarzem. I kolejna modlitwa w głowie – proszę tylko nie Andrzej, tylko nie Andrzej… To nie był mój szczęśliwy dzień.
- Cześć. – Rzuciłam oschle, odwracając się do ściany, tyłem do Wrony.
- Co ty tu robisz? – Zapytał nie kryjąc zainteresowania, ale chyba wiedział, że dalsza rozmowa nie ma sensu, więc o nic więcej nie pytał, ale nie wytrzymałam długo w milczeniu.
- Mieszkam. – Uniosłam głowę tak wysoko, że aż zabolał mnie kark. Moje spojrzenie jeszcze nigdy w życiu nie było tak jadowite jak w tamtej chwili. Wypowiedziałam te słowa z taką dumą i satysfakcją, że sama się sobie dziwiłam, że jestem do tego zdolna. Do tej chwili byłam szczęśliwa, że zamieszkałam z Karolem, teraz nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale z drugiej strony, przez jeden głupi incydent i jednego kretyna nie zamierzam marnować swojej szansy na udany związek.
 – I posłuchaj mnie raz, bo więcej razy nie zamierzam się powtarzać, nie waż się wchodzić ze swoimi wielkimi buciorami – spojrzałam z pogardą na jego olbrzymie buty – w mój związek. Jestem z Karolem szczęśliwa, a ten głupi pocałunek nic dla mnie nie znaczył. Nie wyobrażaj sobie nic, bo nic nigdy nie było i nigdy nie będzie. – Zdałam sobie sprawę, że stoję zaledwie o krok od Andrzeja i mierze w jego tors moim palcem. Był osłupiały. Rozdziawił usta i stał tak, wyglądał jak kretyn.
- A co z naszym spotkaniem? – Wydał z siebie zduszony dźwięk.
- Poproszę o pomoc Wojtka. – Rzuciłam oschle i wyszłam z windy, która właśnie się zatrzymała. Wyszłam z niej szybko i szarpnęłam drzwi wyjściowe. Jak najszybciej chciałam znaleźć się na świeżym powietrzu, ochłonąć trochę. Usiadłam na krawężniku, schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać, płakałam jak mała dziewczynka. Przechodnie gapili się na mnie, ale nikt mnie tu nie znał, więc w sumie mało mnie to obchodziło. Działałam impulsywnie i bez zastanowienia. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Karola.
Gdy tylko odebrał zapytałam, wprost – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Wrona też mieszka w tym budynku.
- Ho? A hemu o to pythasz? – Jakieś dziwne odgłosy i ponownie w słuchawce usłyszałam Karola – Przepraszam cię za tamto, myłem zęby. A co to ma do rzeczy?
- Ma. – Pociągnęłam nosem do słuchawki.
- Hej, ty płaczesz? – Wyraźnie się zmartwił – Co się stało kochanie? Kiedy usłyszałam „kochanie” momentalnie coś we mnie pękło.
- Nic, zawsze mam katar kiedy się rozgrzewam . – Skłamałam. To nie pora i miejsce na takie rozmowy. – Dobra, już nie ważne, porozmawiamy, kiedy wrócę.
- A właśnie, za pół godziny wychodzę na trening. Wrócę koło 14 i potem pojedziemy do ciebie po resztę rzeczy. – Jego głos działał na mnie kojąco. Momentalnie spłynęła ze mnie cała złość.
- Jasne. To leć, do zobaczenia potem, buziaki. – Cmoknęłam do telefonu i zakończyłam rozmowę.
A dzień zapowiadał się tak pięknie – pomyślałam i ruszyłam biegiem po chodniku.


*Perspektywa Andrzeja*
Słowa Natalii tak na mnie podziałały, że kompletnie zapomniałem, po co wsiadałem do tej windy. Byłem zszokowany, stałem tam, jak sparaliżowany. Z transu wyswobodziła mnie wiadomość. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Mariusz napisał, że za pół godziny trening.
- Cholercia. – Zakląłem pod nosem i powrotem wjechałem windą na moje piętro. Po drodze do mieszkania zadzwoniłem do trenera.
- Goud
Morning coach. Today I  will not be at practice. I feel bad. – Powiedziałem wszystko od razu, kiedy tylko trener odebrał. Odpowiedział, również po angielsku, że mam stawić się na najbliższy trening, jeśli już poczuje się lepiej. – Okey, tank you and sory for the trouble. See you. – Pożegnałem się i zakończyłem połączenie. Faktycznie czułem się źle, ale to nie żadne choróbsko, to prawda, którą usłyszałem od Natalii, zabolała mnie najbardziej i czułem się gorzej niż podczas najgorszej grypy. Prosto z windy udałem się do mieszkania, zamknąłem drzwi od wewnątrz, wyłączyłem telefon i poszedłem spać.




Komentarze

  1. Świetny!
    Mega mi sie podoba :*
    Czekam na więcej kochana :)
    Buziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się być bardziej regularna w dodawaniu rozdziałów :) Dziękuję za miłe słowa :* Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Kochana przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Rozdział super <3
    Wszystko świetnie opisałaś. Mam nadzieję, że kiedyś relacje Natki i Andrzeja ułożą się na tyle, by mogli ze sobą normalnie rozmawiać.
    Boję się, że przez Andrzeja Natalia z Karolem mogą się pokłócić, ale ma nadzieję, że do tego nie dojdzie. Czekam na next, a w międzyczasie zapraszam do siebie na 13 the-world-of-volleyball.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj pomysłów na dalsze relacje bohaterów mam dużo i przyznam szczerze, że sama jestem ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy ;) Oczywiście już niedługo zapraszam po więcej! Mam nowy sprzęt do pisania i nowe pomysły :D
      Buziaki :*

      Usuń
  3. Bardzo mi miło! Z przyjemnością poczytam Twojego bloga :) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie częściej :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Kochana! ♥
    Zaglądam tutaj regularnie od kilku miesięcy i bardzo żałuję, że nie ma nowych rozdziałów.
    Jeśli czytasz ten komentarz, to pragnę powiedzieć Ci, że Twoje opowiadanie jest naprawdę genialne. Uwielbiam Twój styl pisania, a każdy rozdział napisany Twoją reką czyta się niezwykle lekko i nie można się od niego oderwać.
    Jestem świadoma tego, że będąc w liceum na pewno ciężko połączyć szkołę z pisaniem na blogu. Ale pamiętaj, aby nigdy się nie poddawać! Pamiętaj, że piszesz blog o siatkarzach, a oni nigdy się nie poddali! ♥ Pamiętaj, że jeśli wkładasz serce w to, co robisz, zawsze jesteś zwycięzcą!
    Jeżeli przeczytałaś mój komentarz, to proszę obiecaj mi jedną rzecz, że nie skończysz z pisaniem.
    Proszę obiecaj, że będziesz kontynuowała to opowiadanie, chociaż w wakacje. Nie możesz go teraz zostawić, po 23 rozdziałach, tym bardziej, że jest GENIALNE!
    Całuję i życzę dużo sił i weny
    Ola ♥

    PS Bardzo podoba mi się nowy wygląd bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet sobie nie wyobrażasz ile radości sprawił mi Twój komentarz! Właśnie dla takich ludzi piszę tego bloga, bo na pewno nie przestanę go pisać!
      To prawda, ciężko jest mi teraz znaleźć wolną chwilę na cokolwiek, na bloga też niestety... W roli usprawiedliwienia, miałam małe problemy z komputeren, straciłam wszystkie rozdziały, które miałam przygotowane na zapas. Problemy były na tyle poważne, że zawirusowany został również nośnik pamięci, na którym miałam kopie tych opowiadań, kiepska sprawa...
      Myślę, że wakacje to dory okres na reaktywacje bloga :) Bardzo mi miło, że doceniłaś nowy wygląd i tak często mnie tu odwiedzasz, to wiele dla mnie znaczy 💞 Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia na blogu latem, buziaczki! 😘😘

      Usuń
    2. Cieszę się, że nie skończysz z pisaniem :)
      W wolnej chwili zapraszam na mój blog, gdzie ostatnio pojawiły się nowe części
      Ola

      Usuń
  5. Zapraszam na epilog i... nowy blog 💗
    Ola

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty